środa, czerwca 01, 2005

Ciezkie zycie emigranta

No niestety nie jest lekko. Odkad jestem w Australii moje zycie sklada sie glownie z pracy i spania, z bardzo krotkimi przerwami, ktore zazwyczaj wypelnione sa dojazdem do pracy lub z pracy do domu. Weekendy sa wolne, ale poniewaz zazwyczaj spedzam je odsypiajac trudy calego tygodnia oraz organiczajac aktywnosc umyslowa do gapienia sie w telewizor, to tak jakby tych weekendow nie bylo. Pogoda coraz gorsza, wiec brak motywacji do wychodzenia z domu kiedy ma sie troche wolnego czasu na odpoczynek. A w pracy tak zwany sajgon. Permanenty sajgon. Tempo jest zawrotne, ale konca i tak nie widac. Dziesiatki maili i rozmow telefonicznych dziennie, kupa faksow i innych papierow, setki problemow malych i duzych. Glowa od tego boli, szczegolnie, ze wieksza czesc pracy wymaga gapienia sie w monitor komputera. No ale nie myslcie ze jest az tak zle. Tak na prawde to prace swoja bardzo lubie. Ludzie sa swietni, firma rozwija sie w tempie trudnym do opisania, co miesiac bijemy swoje wlasne rekordy o kilkadziesiac procent, caly czas pojawiaja sie nowe twarze w biurze. To daje satysfakcje. Jest fajnie: ) A za 2 tygodnie wyplata, hihihi...