poniedziałek, maja 30, 2005

Gulasz z kangura

W piatek po pracy wybralam sie z grupka znajomych do knajpy. Ten wlasnie wieczor uswiadomil mi w jak bardzo wielokulturowym miescie jest mi dane mieszkac. To dlatego, ze w grupie 6 osob, tylko jedna mogla okreslac sie mianem Aussie. Grupe tworzylo poza tym trzech nowozelandczykow, wietnamka, no i ja, polka z niemieckim paszportem ;- ) . Potem dolaczyl do nasz znajomy z Austrii. A spotkalismy sie w belgijskim pubie, gdzie jednym z serwowanych dan byl gulasz z kangura, ktory oczywiscie zamowilam, no bo jak moglabym sobie odmowic czegos tak egzotycznego:- ). Kangur smakowal jak wolowina, co troche mnie rozczarowalo, no ale jestem bogatsza o nowe doswiadczenia.

Moj wspollokator Paul, ktory pracuje jako trener koni, poinformowal mnie, ze razem z nim pracuja dwie osoby z Polski. Okazalo sie, ze mieszkaja oni 2 ulice ode mnie. Zadzwonilam wiec do nich, no i spotkalismy sie wczoraj wieczorem. Ale bylo milo. To ludzie z Bydgoszczy, wiec jednym z tematow konwersacji byl zuzel (dla niezorientowanych - zarowno w Bydgoszczy jak i w Rybniku sportem nr 1 jest zuzel). Posluchalismy sobie polskiej muzy, poplotkowalismy, powymienialismy sie doswiadczeniami. I umowilismy sie nie na wspolne gotowanie polskiego obiadku w najblizszym czasie. Milutko :-)

wtorek, maja 24, 2005

Znow w Krainie OZ

Po dlugiej przerwie znalazlam w koncu moment zeby napisac. Jak niektorym z Was wiadomo cisza byla spowodowana 4-tygodniowa przerwa w mojej bytnosci w Australii. Te 4 tygodnie spedzilam w naszej pieknej Polsce. To byly bardzo fajne wakacje. Serio super bylo sie zobaczyc z rodzina i przyjaciolmi. Ciekawe kiedy znow bedzie ku temu okazja…
Do Krainy OZ wrocilam tydzien temu w poniedzialek. Po 30-godzinnej podrozy czekalo mnie zaledwie 8 godzin snu przed calym tygodniem pracy. Pierwszy tydzien w biurze byl jak maraton. Do pracy przychodzilam o 9.00 i wychodzilam o 20.30. W przerwach w tym maratonie udalo mi sie jakos przeprowadzic do mojego nowego lokum. Mieszkam obecnie w dzielnicy zwanej Kensington. To nie to co Bondai, gdzie mieszkalam wczesniej (Bondai to jedna z najbardziej popularnych, drogich i szpanerskich dzielnic), ale musze przyznac, ze ma to w zasadzie same dobre strony. Po pierwsze czynsz jest 3 razy nizszy. Po drugie, nie ma w okolicy centrum handlowego (w Bondai byly dwa w promieniu kilometra), wiec nie ma gdzie wydawac pieniedzy na pierdoly (a to oznacza, ze szybciej odloze pieniadze na wakacje na Fidzi :- ) ). Po trzecie, 5 minut od mojego nowego lokum znajduje sie najwiekszy w Sydney Park, Cenntenial Park, gdzie kazdego ranka o 7.00 udaje sie na godzinny szybki spacer (do biegania nie moge sie zmusic, ale pracuje nad tym). Mieszkam z dwoma innymi osobami w malym domku z dwoma sypialniami, jadalnia, malym living roomem. Skromnie, troche ciasno, ale bardzo przyjemnie. I tylko 15 minut autobusem od centrum gdzie pracuje. Nie moge narzekac.
W pracy sporo zmian. Przede wszystki jest nas sporo wiecej niz przed miesiacem. Mamy nowe biurka, nowe komputery, nowe drukarki. Bardzo milo. Tylko pracy tak duzo, ze czasem zapominam jak sie nazywam.
Jesli chodzi o pogode to jest coraz gorzej. Wyraznie zbliza sie zima. Nie bedzie to oczywiscie taka zima jak w Polsce, no bo czym jest +13 stopni (tyle tu podobno bywa w najzimniejszych dniach) wobec naszych -15? No coz, byle do lata, czyli gdzies do listopada. Jesli ilosc pracy sie nie zmnieszy to lato nastanie zanim sie zorientuje : -)
Chyba juz koniec moich wywodow na dzis. Ale odezwe sie niebawem.
Buziaki :- )