poniedziałek, czerwca 20, 2005

Zima w Australii

Prawie wszyscy ludzie jakich mijam na ulicy maja na sobie plaszcze lub kurtki, wiekszosc obwiazana jest grubymi, welnianymi szlikami, calkiem spora grupa tubylcow zaopatrzyla sie w rekawiczki. Wiekszosc kobiet nosi kozaki. No coz - w koncu to zima. Tylko od czasu do czasu widzi sie turyste w krotkich spodenkach i koszulce z krotkim rekawem, ktory wcale nie wyglada na zmarznietego (w koncu przyjechal na wakacje do Australii, a Australia kojarzy nam sie z cieplem). I tu pojawia sie pytanie - czy to nie przesada, zeby nosic na sobie te wszystkie plaszcze, rekawiczki i szaliki, jesli temperatura rano wynosi kolo 12-15 stopni, a w ciagu dnia jakies17-20? Tubylec odpowie, ze to przeciez prawdziwe mrozy, prawie zima stulecia, ze jest freezing i ze nie wie jak ja moge paradowac w marynarce, bez szalika, i - o zgrozo - bez rekawiczek. Strasznie mnie to bawi, to ogladanie Australijczykow w ich zmaganiach z zima stulecia : -) Podejrzewam, ze dla nich pobyt w Europie poza okresem lata bylby cierpieniem i katusza.
W takich oto zimowych nastrojach oczekuje na lato, ktore zacznie sie gdzies w pazdzierniku.
Bedzie goraco - 30 stopni albo i wiecej.
To by bylo na tyle - takie krotkie rozwazanie na temat jednej z roznic miedzy tubylcami a europejczykami - na temat podejscia do kwestii temperatury.

wtorek, czerwca 07, 2005

In Shape

In Shape - tak wlasnie nazywa sie fitness klub, do ktorego sie dzis zapisalam. Wraz w moja wspollokatorka Vanessa, postanowilismy przestac tylko mowic o zapisaniu sie, ale cos w tej sprawie zrobic. Zameldowalysmy sie tam rano o 7.30, gotowe do boju. Bardzo mily instruktor James dal nam do wyplnienia kilka formularzy z milionem pytan o nasz zdrowie, cele, plany itp. Przez dobre 40 minut opowiadal nam jak wlasnie zmienia sie nasze zycie oraz jak fantastycznie bedziemy sie czuc i wygladac juz bardzo niedlugo. Musze przyznac, ze swietnie sobie poradzil ze zmotywowaniem nas, bo wracajac z klubu rozmawialysmy tylko o tym ze chcemy znow isc :- )
James przy okazji przekonal nas do zdecydowania sie na 6-miesieczne czlonkostwo w klubie, co z pewnoscia bedzie umacniac nasza motywacje, bo oznacza to, ze musimy placic przez 6 miesiecy, czy chodzimy czy nie. Tak wiec jestem przekonana, ze bedziemy chodzic, bo nie przezylabym placenia za cos z czego nie korzystam.
Ambitny plan przewiduje uczeszczanie do klubu 4 razy w tygodniu. W sobote idziemy na tzw. fitness assesment, gdzie beda sprawdzac jak bardzo jestesmy sflaczale i slabe oraz ile procent naszych cial stanowi tluszcz (juz sie boje). Potem taki assesment bedzie co 6 tygodni, co jest kolejnym sposobem na zmotywowanie nas do osiagniecia celow :- )
Tak wiec chcialam wszystkich ostrzec, ze mnie nie poznacie kiedy zjawie sie w Polandii :- )

środa, czerwca 01, 2005

Ciezkie zycie emigranta

No niestety nie jest lekko. Odkad jestem w Australii moje zycie sklada sie glownie z pracy i spania, z bardzo krotkimi przerwami, ktore zazwyczaj wypelnione sa dojazdem do pracy lub z pracy do domu. Weekendy sa wolne, ale poniewaz zazwyczaj spedzam je odsypiajac trudy calego tygodnia oraz organiczajac aktywnosc umyslowa do gapienia sie w telewizor, to tak jakby tych weekendow nie bylo. Pogoda coraz gorsza, wiec brak motywacji do wychodzenia z domu kiedy ma sie troche wolnego czasu na odpoczynek. A w pracy tak zwany sajgon. Permanenty sajgon. Tempo jest zawrotne, ale konca i tak nie widac. Dziesiatki maili i rozmow telefonicznych dziennie, kupa faksow i innych papierow, setki problemow malych i duzych. Glowa od tego boli, szczegolnie, ze wieksza czesc pracy wymaga gapienia sie w monitor komputera. No ale nie myslcie ze jest az tak zle. Tak na prawde to prace swoja bardzo lubie. Ludzie sa swietni, firma rozwija sie w tempie trudnym do opisania, co miesiac bijemy swoje wlasne rekordy o kilkadziesiac procent, caly czas pojawiaja sie nowe twarze w biurze. To daje satysfakcje. Jest fajnie: ) A za 2 tygodnie wyplata, hihihi...