czwartek, marca 31, 2005

Wakacje w tropikach – Epizod II – ZIEMIA

Rafa powalila mnie na kolana. Przyszedl czas, żeby przekonać się, czy podobne wrażenie zrobi na mnie to co na lądzie. Mialam się o tym przekonać w poniedzialek, w mój ostatni dzień pobytu w Queensland. Otóż w poniedzialek wybralam się do Parku Narodowego Daintree, czyli ogromnego lasu deszczowego. Szkoda, że nie mialam więcej czasu, bo chętnie wybralabym się na kilkudniowy trekkind po dżunglii. Daintree to zdecydowanie najbardziej zielony las jaki w życiu widzialam. Wiem, że może to brzmieć dziwnie, bo w końcu każdy las – deszczowy czy nie deszczowy – jest zielony, ale ten kolor nie ma sobie równych. Niesamowita wilgotnosć sprawia, że to najbardziej soczysta zieleń jaką można sobie wyobrazić. Najbardziej nieszwykle jest to, że dżungla rozciąga się aż do samego wybrzeża i w pewnym miejscu spotyka się z plażą. To cos niesamowitego isć sobie przez gęsty, zielony, pachnący, pelen życia las deszczowy, żeby w pewnym momencie, nagle znaleźć się nad oceanem! Absolutnie fantastycznie!

Mimo, ze synonimem raju na ziemi są dla mnie nadal Wyspy Perhentian lezące na Morzu Poludniowo-Chińskim (http://www.podrozowanie.republika.pl/perhentian.htm), to Cairns i okolice z pewnoscią zajmują drugie miejsce :- )

Niestety trzeba bylo wrócić do rzeczywistosci, czyli do pracy. Ale to dopiero początek moich australijskich wojaży! Tyle tu do zobaczenia!!!


Niezwykle drzewo Posted by Hello


Daintree Rain Forest Posted by Hello


Papugi Posted by Hello


Cairns by night Posted by Hello

środa, marca 30, 2005

Wakacje w tropikach – epizod I – WODA

Cairns to niewielkie miasto leżące w stanie Queensland. Cairns leży w strefie tropikalnej, a oznacza to tyle, że po wyjsciu z samolotu bylam mokrutka w ciągu kilku minut. Byla już 21.00, ale upal byl nadal niesamowity. No i ta wilgotnosć! No ale przecież taka pogoda to jest to co tygrysy lubią najbardziej :- )

Prosto z lotniska udalam się do hostelu, gdzie za jedyne 22 $ za noc dostalam lózko w 6-osobowym pokoju. Za tą cenę dostalam też dostep do koedukacyjnej lazienki oraz bezplatny transport do centrum. Od razu po przyjeździe zabukowalam sobie wycieczke na Wielką Rafę Koralową. No i w końcu nastal piątek – czas na snorkelling!!!

Na rafę zabrala mnie niewielka lódź o milej nazwie Ocean Free. Poza mną na lodzi bylo może z 20 osób. Pierwsze dwie godziny spędzilismy plynąc w kierunku rafy. Im bardziej oddalalismy się od Cairns tym bardzie woda stawala się niebieska i przejżysta... Z minuty na minutę byla coraz bardziej niesamowicie. Naszym celem byla Green Island, największa koralowa wyspa w okolicy. Lódź zacumowano okolo 800m od wyspy. Woda wokól byla tak niebieska, że aż trudno to opisać. Niestety zdjęcia nie oddają tego klimatu. Szybko uzbroilam się w maskę, pletwy oraz tzw. snorkel, czyli rurkę do oddychania. Wiem, że trudno w to uwierzyć, ale temperatura wody wynosila tego dnia 29 stopni! Temperaturę powietrza trudno mi oszacować, ale bylo koszmarnie gorąco!

Tak więc uzbrojona w caly ten sprzęt wskoczylam do wody. No i się zaczęlo. Wystarczylo zanurzyć glowę, żeby znaleźć się w innym swiecie. Cos niesamowitego – ryby we wszystkich kolorach tęczy i piekne koralowce. Wydawalo mi się, że moglabym tak plywać bez końca. Jednak caly czas czulam jakis taki niedosyt – myslalam, że slynna australijska Wielka Rafa Koralowa będzie jeszcze bardziej kolorowa i niezwykla. Dwa dni później caly mój niedosyt znikl na dobre. W niedzielę poplynęlam na kolejną wycieczkę na rafę – tym razem większą i szybsza lodzia. Poplynęlismy znacznie dalej niż za pierwszym razem. Dalej onzaczalo, że woda byla jeszcze czystrza, a to co zobaczylam pod wodą powalilo mnie na kolana. Tym razem bylam usatysfakcjonowana w 120%. Tu kolory byla zapierające dech w piersiach. Wokól plywaly setki ryb. Żólte, niebieskie, turkusowe, różowo-niebiesko-pomarańczowe i Bóg wie jakie jeszcze. Ryby byly bardzo male, dlugie na kilka centymetrow, ale byly tez takie calkiem spore – 80 cm. Przez moment żalowala, że nie zdecydowalam się na zainwestowanie 20$ w jednorazowy aparat do robienia zdjęć pod wodą. Szybko mi jednak żal przeszedl, bo wiem że szansa na zrobienie dobrego zdjęcia takim aparatem są mniejsze niż wygranie w totolotka.

W pewnej chwili zobaczylam wielkiego żólwia!!! Mimo, że nie byl to pierwszy wodny żólw jakiego bylo mi dane widzieć (widzialam wielkie okazy w Malezji) to i tak czulam się jak dziecko, które dostalo nową super zabawkę. Odruchowo usmiechnęlam się. Trzeba wam wiedzieć, że usmiechanie się podczas nurkowania lub snorkellingu to bardzo zly pomysl, ponieważ efektem tego jest maska pelna wody. Oznacza to, że trzeba się wynurzyć i opróżnić maskę z wody. Oznacza to także, że na kilka chwil trzeba niestety przestać obserwować żólwia. Na szczęscie żólw nadal tam byl!!! Biedak próbowal uciec przed zgrają scigających go ludzi i w końcu mu się udalo. Wrócilam więc do obserwowania rybek. Nagle pojawila się pewna ryba plywająca w bardzo charakterystyczny sposób, ryba z pletwą wystającą ponad wode, ryba przed którą większosć drży. Rekin!!! Co z tego, że mial tylko z metr dlugosci. Co z tego, że akurat ten gatunek rekina jest zupelnie nieszkodliwy i bardziej boji się ludzi niż ludzie jego. Co z tego? Ważne, że widzialam rekina – najprawdziwszego rekina!!! :- )

CDN...


Czyz to nie piekne?? Posted by Hello


Koralowe wybrzeze Green Island Posted by Hello


Plaza na Green Island Posted by Hello


Na rafie Posted by Hello


Ocean Posted by Hello


W drodze na rafe Posted by Hello

wtorek, marca 29, 2005

Zdjęcia będą jutro...

...dzis sie juz nie wyrobie. Bizi dej po swiatach. Ale jutro fotki beda na 100%. No i troche opisu tego raju w jakim bylo mi spedzic kilka ostatnich dni :- )

sobota, marca 26, 2005

Nicnierobienie...

...tak w zasadzie najlepiej mozna opisac dzisiejszy dzien. Plaza, opalanie, spanie na plazy, czytanie ksiazki, opalanie sie, jedzenie, plaza, czytanie i tak w kolko przez wiekszosc dnia. Bardzo mily dzien. Bylo jeszcze cieplej niz wczoraj, bezwietrznie, bezchmurnie, upalnie po prostu. Juz sie nie moge doczekac zeby Wam kilka fotek pokazac. Pieknie tu. Fotki beda we wtorek lub srode. Obiecuje :-)
A jutro po raz drugi plyne na rafe :-) Tym razem w inne miejsce niz wczoraj, wiec mam nadzieje zobaczyc inny podwodny krajobraz.
Upal wyciasnal ze mnie cala energie (mimo, ze w zasadzie nic nie robilam caly dzien), wiec padam z nog. W zwiazku z powyzszym udaje sie do naszej milej, koedukacyjnej, hostelowej lazienki w celu schlodzenia spalonego ciala oraz zmycia z niego piasku, a nastepnie kroki swe skieruje do mojego lozeczka :-)

Dobranoc

piątek, marca 25, 2005

Swieta

Dopiero drugi raz w zyciu zdarza mi sie spedzac swieta poza domem. Pierwszy raz mial miejsce dwa lata temu. To tez byla Wielkanoc. Wtedy spedzalam ja w Kuala Lumpur, ale bardzo po polsku. Byly prawdziwe pisanki, kabanosy, buraczki z chrzanem, a przede wszystkim polska ekipa. Tegoroczna Wielkanoc spedzam jeszcze dalej od domu i zupelnie nietradycyjnie.
Dzis Wielki Piatek. Spedzilam go na morzu, a w zasadzie na oceanie! Byl snorkeling (ale wielkie i kolorowe ryby widzialam!!!), byla rajska wyspa, byl kilkugodzinny rejs. Bylo fantastycznie. Tyle tylko, ze zupelnie nieswiatecznie...

Zycze Wam bardzo Wesolych i Rodzinnych Swiat, duzo szczescia, jak najwiecej milosci i choc troche takiej pogody jaka ja mam tutaj (30 stopni!!!) :-)

Po powrocie do Sydney wrzuce tu kilka fotek.

Buziaki!!!!

czwartek, marca 24, 2005

Moje pierwsze australijskie wakacje – końcowe odliczanie

Miejsce akcji – lotnisko w Sydney

Czas – czwartek, 24 marzec, na kilka chwil przed odlotem

Miejsce docelowe – Cairns w stanie Queensland

Plan na najbliższe 4 dni – wylegiwać się na plaży, zachwycać się Wielką Rafą Koralową, zobaczyć las deszczowy tudzież dżunglę – krótko mówiąc spędzić Wielkanoc w dosyć nietypowy jak na polskie zwyczaje sposób.

Kiedy bukowalam bilet na samolot kilka tygodni temu, wydawalo mi się, że trzeba będzie wieki czekać na te wakacje. Oczywiscie czas zlecial strasznie szybko no i czas ruszać w drogę. W Sydney robi się chlodniej (jak na australijskie standardy), lato na dobre się skończylo, więc tym bardziej się cieszę, że będę mogla spędzić 4 pelne dni w upalnym Cairns :- )

Tak a propos pogody, strasznie mnie smieszy to co widzę na ulicach. Ostatnie dni byly dosyć malo przyjemne jesli chodzi o pogodę. Bylo okolo 18 stopni, padal deszcz, wial wiatr, no ale jak na mój gust nie można bylo mówić o jakis trzaskających mrozach. Jednak dla tubylców to strasznie zimno, wszyscy chodzą w plaszczach jakie my w Polsce nosimy przy temperaturze 10 stopni, obwiązani szalikami itp. Jakos nie mogę się powstrzymać od smiechu jak na to patrzę. Wiem, że powinnam być bardziej tolerancyjna – w końcu nie każdy dorastal w tak ciekawym z punktu widzenia pogody kraju jak Polska :- )

Muszę kończyć i biec na samolot.

Poza tym chcialam jeszcze powiedzieć, że jestem już zupelnie zdrowa. Pochlonelam serie antybiotyków, wygrzalam się w lóżeczku, wyspalam się za wszystkie czasy. Krótko mówiąc jestem gotowa na podbój Cairns i okolicy!

Za kilka dni zapraszam na relację z Wielkanocy w tropikach :- )

piątek, marca 18, 2005

W Australii jak w Irlandii

Wczoraj byl dzień Swiętego Patryka i muszę przyznać, że Matka Natura starala się jak mogla, żebym poczula się jak w Irlandii – pól dnia padal deszcz, bylo zimno, pochmurno i wietrznie, czyli mniej więcej tak jak jest teraz w Irlandii. Moje swiętowanie mialo miejsce w lóżku, pod kocykiem, z kubkiem gorącej herbatki i książką w ręku. Tak, nadal nie jestem w pelni formy, ale czuję się dużo lepiej. Myslę, że przez weekend wrócę do pelni sil.

Dzis piątek, ale w pracy dosyć zwariowany dzień (tak a propos uważam, że piątki – z racji zaliczania ich do weekendów – powinny być dniami wolnymi od pracy). Pól dnia spędzilam szkoląc 10 nowych osób, drugą polowę dnia przed komputerem. Na koniec cotygodniowe spotkanie calego zespolu. No i do domu!

A za tydzień.... Za tydzień o tej porze będę wygrzewać się na plaży w Cairns, oglądać rafę koralową, lazić po buszu. Tak, lecę na Wielkanoc na pólnoc, Wielka Rafa Koralowa czeka już na mnie!!!! To będą nietypowe swięta, bez pisanek, chrzanu z burakami, bez mazurka itp. No ale ponieważ jestem otwarta na nowe doswiadczenia nie mam nic przeciwko swiąt nad morze. Co ja gadam??? Nad oceanem. Nad Oceanem Spokojnym !!! By the way, ten spokojny ocean niedawno zeslal nad Australie cyklon, który nieźle namieszal (doslownie). Na szczęscie już odfrunąl.

Planów na najbliższy weekend nie posiadam. Wiele zależy od pogody, która trochę się popsula. Raczej nie ma szans na powrtórkę pogody z zeszlej soboty i niedzieli kiedy bylo 30 stopni. Niestety – summer is over

Jesli ktos ma ochotę zobaczyć kilka fotek z Sydney proszę kliknąć na poniższy link

http://uk.pg.photos.yahoo.com/ph/madziabis/album?.dir=/7d49

A po weekendzie opowiem więcj o Sydney, o tym jakie to miasto, jak się tu mieszka i pracuje. Milego weekendu Everybody!!!

czwartek, marca 17, 2005

Mój pierwszy raz

stuk stuk próba mikrofonu...

Już od jakiegos czasu chodzil mi po glowie pomysl zalożenia blogu no i w końcu znalazlam na to trochę czasu.

Przepraszam, że nie używam wszystkich polskich znaków, ale mam problem z niektórymi.

No więc zaczynajmy.

Jestem w Australii, w Sydney. To już szósty tydzień. Czas leci bardzo szybko, wierzyć mi się nie chce, że to juzż tyle czasu. Ile zostanę? Nie wiem. Mysle, że kilka miesięcy, ale kto wie co się może wydarzyć :)

Trochę informacji dla tych którzy mogą być zainteresowani:
1. gdzie mieszkam - niedaleko centrum, dostlownie 10 minut pociągiem. Dzielnica nazywa się Queens Park. To zaraz obok Bondai. Do slynnej plaży Bondai mam 45 minut spacerkiem, w ciągu 30 minut mogę być na plaży Tamarama. Czyli super! :)

2. co robię - pracuję. Czyli nic fascynujacego ;). Codziennie, od poniedzialku do piątku, od 8.30 do 17.30.

3. co poza tym - w zasadzie nic. Normalne życie. Tyle tylko, że tu jest trochę cieplej niż w Polandii, plaże są pod ręką, więc w weekendy jest gdzie pójsć :)

Od dwóch dni jestem troszkę chora. Poszlam więc dzis do doktora. Wizyta trwala może z 5 minut, ale uszczuplila mój portfel o 50 dolców + 25 na lekarstwa. To moja druga przygoda z australijską sluzbą zdrowia. Pierwszy raz byl jakies 3 tygodnie temu. Zlamalam sobie zęba, żeby bylo smieszniej jedynkę. Naprawa kosztowala mnie jedyne 160 dolców (szlag by trafil).

Dzis Dzień Swiętego Patryka, ale ja spędzę go chyba w lóżku, mimo, że irlandzkich pubów jest tu pod dostatkiem. Muszę sie wykurowac.